Miesiąc temu pisałem we wstępniaku o ciężkim życiu zapracowanego freelancera. A jak relaksuje się on w te upalne, lipcowe dni, kiedy żar leje się z nieba, a logiczne myślenie zaczyna być towarem deficytowym? Albo inaczej, co utrzymuje takiego zapracowanego jegomościa przy życiu? W moim przypadku nie jest to kawa, ale obietnica pogrania z moją lepszą połową i przyjaciółmi w planszówki albo możliwość zagrania w Veto, albo w Doomtown, albo w X-Winga, albo... No właśnie, wszystko obraca się wokół hobby. To ono zapewnia ten drugi, niezbędny oddech, to ono pozwala odpłynąć myślami od monotonnej pracy i obmyślać najlepszą strategię wygrania w Baronię lub Szoguna. To ono pozwala wreszcie na spotkania ze znajomymi, co – uwierzcie mi – po trzydziestce nie jest wcale takie proste. „Musimy się spotkać, pogadać... ” – bla, bla, bla, często to słyszycie? A jak często się później spotykacie? Spróbujcie tak: „wiesz, mam taką fajną, nową grę, musimy się spotkać i ją przetestować”. Od razu lepiej. Weekend ze znajomymi macie gwarantowany. I świetnie, i o to chodzi. Jest lipiec, wakacje, nie dajcie się zwariować – nawet, jeśli jesteście już „dorośli”, siedzicie w pracy i macie dość. Polecam wam takie proste ćwiczenie myślowe. Przenieście się na chwilę do ostatniej rozgrywki w waszą ulubioną planszówkę i przypomnijcie sobie jej najfajniejsze momenty. Prawda, że od razu lepiej?
Do zobaczenia za miesiąc!